Z Kuala Lupur do Singapuru najtaniej można dolecieć liniami Air Asia lub Tiger Airways. U obu przewoźników, zapłacimy od około 40-50 PLN w jedną stronę. Loty są niemal co godzinę. Nasz wybór - Air Asia. Na lotnisko docieramy o 9:00 rano. Samolot startuje zgodnie z rozkładem. Zanim sie obejrzeliśmy, za oknami samolotu pojawiły się nowoczesne wieżowce kolejnego niewielkiego i zarazem niezwykłego państwa na naszej trasie.
Lądujemy na Changi. Według wielu rankingów to najlepsze lotnisko na świecie. Terminale rzeczywiście robią wrażenie. Elegancko, czysto, przestronnie. Szybko przechodzimy kontrolę paszportową. Do centrum miasta najwygodniej dojechać lokalnym metrem czyli MRT. By dotrzeć do stacji, musimy bezpłatną kolejką przemieścić się na inny terminal. Bilet MRT do centrum kosztuje 2,8 dolarów singapurskich (ok 7 PLN). Hostel zarezerwowaliśmy w centrum (Chinatown), żeby nie tracić dużo czasu na przejazdy. Po około 40 minutach jazdy, jesteśmy na naszej stacji. W Singapurze od razu duże wrażenie robi porządek i czystość. Czuć różnicę szczególnie jak ma się za sobą pobyt na Filipinach, czy nawet w Malezji.
Zostawiamy rzeczy w hostelu i nie tracąc ani minuty ruszamy na miasto. Nasz pierwszy cel to spacer po Chinatown. To też jedno z lepszych miejsc na obiad dla fanów chińskiej kuchni. Tuż obok naszego hostelu odkrywamy ogromny food court. W jednym zadaszonym miejscu około 100-200 prostych barów z jedzeniem. Tłumy ludzi. W powietrzu mieszają się zapachy orientalnych potraw. Najpierw próbujemy zupę z kulkami rybnymi (najdłuższa kolejka). Potem chińskie pierogi z mięsem i sosem sojowym. Kontynuujemy spacer po Chinatown. Mamy wrażenie jakbyśmy przemierzali uliczki Pekinu czy Szanghaju. Ulice wypełnione są straganami z jedzeniem, pamiątkami itp.
Decydujemy się przemieścić do Little India - dzielnicy indyjskiej. By zaoszczędzić nasz cenny czas na zwiedzanie. Przejeżdżamy kilka przystanków metrem. Kiedy wychodzimy ze stacji, mamy wrażenie że jesteśmy w zupełnie innym świecie. Na ulicach zamiast skośnookich chińczyków, głównie ciemnoskórzy Hindusi. Powietrze wypełniają zapachy kadzideł i curry. Ze sklepów słychać charakterystyczną "bollywoodzką" muzykę. Mamy wrażenie że jesteśmy w gąszczu uliczek gdzieś w Bombaju. Spacerem przechodzimy prawie całą dzielnicę wzdłuż i wszerz. Również tutaj próbujemy miejscowych specjałów. Wchodzimy do prostej knajpki gdzieś w bocznej uliczce. W środku tylko miejscowi. I o to chodzi :). Zamawiamy to co widzimy na innych stołach. Prosty placek (naleśnik) z warzywami w środku i z pastą curry podany na bananowym liściu. Cena 1,5-2 dolary (czyli około 4-5 PLN).
Z Little India pieszo przemieszczamy się na Orchard Road - reprezentacyjną ulicę Singapuru. Domy towarowe, drogie butiki, najlepsze światowe marki. Coś w rodzaju Oxford Street dla Londynu :) Ulica ma kilka kilometrów długości. Kochający zakupy mogliby tam spokojnie spędzić cały dzień. My tylko spacerujemy, przyglądamy się ludziom, podziwiamy nowoczesną architekturę.
Powoli robi się ciemno. To najlepszy moment, żeby wybrać się do słynnej Marina Bay. Łapiemy metro. Kilka stacji i znów mamy wrażenie, że wychodzimy w zupełnie innym świecie! Wieżowce jak na Manhattanie w Nowym Jorku! Przechodzimy w stronę Marina Sands - super-nowoczesnego i super-drogiego centrum handlowego / hotelu / kasyna. Stąd, przez zatokę, jest najlepszy widok na singapurskie "Downtown". Wybrzeże zdobią świąteczne dekoracje.
Okrążamy zatokę od strony wschodniej. Przechodzimy przez tor Formuły 1. W pewnym momencie nad całą zatoką rozbrzmiewa muzyka, a charakterystyczny wieżowiec Marina Sands rozbłyska światłami.
Kierujemy się na północ w stronę Clark Quay. To rozrywkowa (najbardziej europejska) część Singapuru. Mnóstwo barów, pubów, restauracji. Zdecydowaną większość gości stanowią biali. Na małe piwo za 20-25 PLN nie za bardzo nas stać, tak więc na odpoczynek szukamy jakiegoś skromniejszego miejsca w Chinatown niedaleko hostelu. Jesteśmy bardzo zmęczeni po całodniowej wędrówce po mieście. Mimo tylko jednego dnia, zobaczyliśmy naprawdę sporo. Inne atrakcje zostawiamy na nasze kolejne wizyty w przyszłości :)
komentarze
- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres