Po przygodach z trasy Pekin - Shijiazhuang - Chongqing, mam lekki stres przed kolejną podróżą kolejowo-lotniczą przez mniej znane miasta Chin. Dworzec koloejowy w Xi'an znajduje się blisko centrum miasta. Około 25 minut spaceru od najbliższej stacji metra. Gdy tam docieram, mam wrażenie że całe Chiny dzisiaj ruszają w podróż, nieprzebrane tłumy. I znów jestem jedynym obcokrajowcem...
Dworzec, podobnie jak ten w Pekinie, jest z poprzedniej epoki. Stary, dość ciasny, ciemny. By na niego wejść trzeba przy odpowiedniej bramce przedstawić bilet z paszportem oraz prześwietlić bagaż. Na drugim piętrze budynku odnajduję swoją "salę oczekiwania". Duże pomieszczenie wypełnione jest ludźmi. Wszystkie miejsca siedzące są zajęte. Jedyne co rozumiem, to wyświetlany numer pociągu i godzina odjazdu 19:15. Na wszelki wypadek, na dworcu jestem już o 18:00. Po około godzinie oczekiwania godzina odjazdu zmienia się na 20:00. Cóż, mój pociąg nie rozpoczyna trasy w Xi'an i pewnie utknął gdzieś po drodze. Dochodzi 20:00, a wyświetlana godzina odjazdu zmienia się na 20:30. To samo za pół godziny... Teraz już jest informacja o 21:00. Czas oczekiwania urozmaica mi rozmowa z młodym Chińczykiem, który sam do mnie podszedł i przywitał charakterystycznym "Where are You from?". Wykorzystałem okazję i podpytałem go o komunikaty. Póki co nic nie wiadomo. Trzeba śledzić godzinę wyświetlaną nad bramą wejściową na perony. Siu Siu (tak nazywa się mój nowy chiński kolega) pyta mnie o Japonię. Rozmawiamy o anty japońskich protestach, które w ostatnich dniach przetaczają się przez całe Chiny. Jedne z większych demonstracji były właśnie w Xi'an. Siu Siu wyraźnie nie znosi Japończyków i tego nie ukrywa.
Na szczęście o 21:00 otwiera się bramka na peron i tłum rusza w stronę pociągu. Wagony są nowe i czyste. Przedziały otwarte, każdy z dość wąskimi sześcioma kuszetkami (po 2 trzypiętrowe). Pociąg rusza około 21:30. O 22:00 w całym wagonie gaśnie światło. Odgórne zalecenie - spać! Czas przejazdu to 14 i pół godziny. Rano około 8:00 puszczona zostaje głośna muzyka. To odgórne zalecenie dla wszystkich - teraz wstajemy!
Około 11:30 pociąg wjeżdża na nowy dworzec kolejowy w Wuhan. Wygląda jakby był otwarty kilka dni temu. Ogromna powierzchnia i nowoczesna architektura. Przed dworcem łapię "szybki autobus" co ciekawe, autobus ten nie łączy dworca z centrum miasta, ale dworzec z innymi dworcami i lotniskami. Do centrum trzeba najpierw złapać autobus do innego dworca bliżej centrum, a potem taksówkę. Tak też robię. Robię zdjęcie frontu dworca, na wypadek jakbym musiał tutaj jeszcze wrócić. Autobusy na lotnisko podobno odjeżdżają z kilku lokalizacji w centrum. Taksówka jest bardzo tania, przejazd do jednej z centralnych stacji metra (kolei "light rail" jeżdżącej na szynach położonych nad ulicami miasta).
Plan na Wuhan? Rozejrzenie się po mieście, skorzystanie z internetu, zarezerwowanie noclegów na kolejne punkty podróży. Znalezienie miejsca z darmowym wi-fi zajmuje mi sporo czasu. Wuhan jest wielkim, głośnym, zatłoczonym miastem. Przedzieram się przez morze ludzi, czując się jak w betonowej dżungli. W samym centrum nie ma chwili wytchnienia. Żadnego parku, czy ławki w cichszym miejscu. Na dodatek to co charakterystyczne dla chińskich miast - ciągły hałas z głośników umieszczonych na ulicy. Albo muzyka, albo nawoływanie i reklamy. Jakby tego mało - festiwal klaksonów z ulicy.
W końcu udaje mi się znaleźć internet w Starbucksie. Trzeba jednak zalogować się za pomocą kodu przesyłanego na komórkę. Dużo czasu już mi nie zostało, wolę ruszyć w droge na lotnisko nieco wcześniej, żeby na spokojnie znaleźć transport i zdążyć na lot. W internecie znajduję informację, że autobusy na lotnisko odjeżdżają co godzinę spod hotelu Mei Yuan blisko centrum miasta. To około 15 minut spaceru od Starbucksa + 1 stacja metrem + dodatkowe 10 minut spacerem. Po około pół godzinie docieram pod hotel. Żadnych autobusów nie widzę mimo, że kolejny według rozkładu ma odjechać za 5 minut. Wchodzę do recepcji hotelu i pytam o "airport bus". Nikt nie mówi po angielsku. Język migowy też nic nie daje. Recepcjonistka tak się zestresowała, że po prostu sobie poszła. Plan B - około 15 minut spacerem stamtąd jest biuro China Southern Airlines, linii z której dzisiaj skorzystam. Dochodzę pod podany adres. Biura ani śladu, ale jest za to duży luksusowy 5-gwiazdkowy hotel. W recepcji mówią trochę po angielsku, ale nikt o żadnym biurze China Southern nie słyszał. Zaczyna mi się przypominać nerwówka z Shijazhuang. Plan C! Łapię taksówkę, a kierowcy pokazuję zdjęcie frontu dworca autobusowego, na który przyjechałem z dworca kolejowego. Ponoć stamtąd coś jeździ na lotnisko. Podróż zajmuje około 20 minut. Płacę za kurs około 8-9 PLN. NA dworcu w kasie pytam o "airport bus". Konsternacja na twarzy kasjera. Jakoś dziwnie nie jestem zaskoczony. Coś pokazuje palcem. Idę jeszcze do stanowiska "informacja". Ktoś rozumie co mam na myśli. Młoda dziewczyna prowadzi mnie do biura, które znajduje się za rogiem, prosi o coś siedzącego tama kasjera, a mnie prosi żebym zapłacił około 6-7 PLN i wskazuje miejsce siedzące mówiąc "wait". Chyba dobrze trafiłem, wygląda na to, że to jest poczekalnia dla ludzi czekających na kurs na lotnisko.
Autobus dociera do super-nowoczesnego i ogromnego (a jakże!) lotniska w Wuhan w jakieś pół godziny. Od razu odprawiam się na mój lot do Kantonu (Guangzhou - czytaj Guangdżou). Wygląda na to, że nie ma opóźnienia. Przechodzę kontrolę bezpieczeństwa i siadam przy bramce. Udaje mi się połączyć z lotniskową siecią wi-fi. Znów niezbędny chiński numer telefonu. Pod bramkę podjeżdża dość wysłużony Boeing 737 linii China Southern.
To szósta największa linia lotnicza na świecie (największa w Chinach) pod względem ilości przewiezionych pasażerów. Boarding i start zgodnie z planem. Samolot, podobnie jak w przypadku poprzedniego lotu (China Eastern) - dość stary. Podobna ilość miejsca na nogi. Jako poczęstunek orzeszki plus woda. Trochę lepiej niż w China Eastern (tam była tylko woda). Po drodze mijamy wielką burzę. Dobrze, że w nią nie wlecieliśmy bo pewnie by bardzo wytrzęsło.
Ostatnie wyzwanie na dzisiaj - dostać się po 23:00 z lotniska w Kantonie do hostelu. Po 23:00 metro już nie jeździ. W internecie przeczytałem, ze jedyna opcja to taxi. Internet na szczęście czasem się myli. Jest kilka linii autobusowych, które kursują całą noc z lotniska do kilku lokalizacji w mieście. Obsłudze autobusów pokazuję napisany po chińsku adres hostelu. Kierują mnie do odpowiedniego pojazdu. Obsłudze autobusu pokazuje mój chiński adres, dzięki temu będę wiedział kiedy wysiąść. Przejazd do centrum miasta (Haizhu Square) trwa około pół godziny i kosztuje około 11 PLN. Na Haizhu Square od razu łapię taksówkę. Napisany po chińsku adres hostelu jest dla mnie wybawieniem od stresu związanego z tłumaczeniem drogi kierowcy. Po około 10 minutach jazdy docieram pod hostel. Nocny kurs kosztował około 10 PLN. Mimo późnej godziny (już po północy) jest upał i bardzo wilgotno. Ufff udało się. To był długi dzień!
Jutro rano łapię autobus do Hongkongu.
komentarze
- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres