Tu chyba najlepiej widać szalony, dynamiczny rozwój Chin. Pierwsza linia metra oddana w 1995. Dziś jest już 11, a kolejne cztery w budowie! Szanghaj porównałbym raczej z Chongqing. Zupełnie inny typ miasta niż Pekin czy Xi'an. Stając na ulicy w centrum miasta, gdyby nie Chińczycy wokół, flagi i chińskie napisy, możnaby odnieść wrażenie, że jest się w Paryżu, Mediolanie, Frankfurcie, czy Londynie...
Stojąc w kolejce do check-inu na lotnisku w Guilin zauważam, ze na mojej rezerwacji zamiast imienia i nazwiska są tylko dwa imiona. W Europie mogłoby to się skończyć nawet nie wpuszczeniem na lot. Na szczęście na błąd nikt nie zwrócił uwagi, zarówno check-in, jak i funkcjonariusz straży granicznej porównujący bilet z paszportem. To mój drugi lot Spring Airlines. Widać różnicę w porównaniu z China Eastern, China Southern i Hainan Airlines. Przede wszystkim dużo mniej miejsca na nogi, no i brak jakiegokolwiek poczęstunku. Z nogami wbitymi w oparcie siedzenia przede mną jakoś zlatują mi dwie godziny lotu. Około 1:45 w nocy ląduję na jednym z nowocześniejszych i większych lotnisk na Świecie - Szanghaj Pu Dong. Samo dojście od rękawu do punktu odbioru bagażu zajmuje dobre 10-15 minut szybkim krokiem przez puste korytarze lotniska. Zastanawiam się, czy mieli rację ci, którzy mówili i pisali w internecie, że po północy nie ma żadnego publicznego transportu z lotniska do miasta. I znów okazuje się, że się mylili. Przed samym terminalem jest przystanek, z którego co około pół godziny przez całą noc odjeżdża autobus do centrum Szanghaju. Taksówkarze próbują wyłowić z tłumu oczekujących mniej cierpliwych podróżnych. Nie rozumiem, ale odnoszę wrażenie, że mówią "następny autobus będzie dopiero za godzinę", bo sporo osób łamie się i idzie do taksówki. Autobus przyjeżdża po około 20 minutach. Nie dla wszystkich starcza siedzących miejsc. Sporo osób tłoczy się na stojąco w przejściu. Bilet kosztuje około 10 PLN. Kierowca gna jak szalony przez puste autostrady. Po około pół godzinie jazdy wysiadam w samym centrum miasta.
W Szanghaju gości mnie koleżanka z Polski. Mam zaznaczone miejsce na chińskiej mapie. Łapię taksówkę. Kierowca spogląda zdziwiony na mapę i wyciąga duże szkło powiększające. Swoją droga jak on prowadzi, skoro do dość wyraźnej mapy potrzebuje szkło? Przygląda się mapie jakieś 2 minuty coś mówiąc pod nosem. Dobrze widzę, że kompletnie nie wie gdzie to jest. Rzuca mapę na siedzenie. Ok, daruję sobie, nie chcę żeby mnie wywiózł gdzieś daleko. Taksówkarz chyba nie zauważył, że wycofuję się z samochodu, po powoli rusza, kiedy ja jedną nogą jestem na ulicy a druga w samochodzie. Wyciągam szybko plecak i jestem z powrotem na jezdni. Przyjeżdża kolejna taksówka, jest młodszy kierowca. Pokazuję mapę. Wyciąga szkło powiększające! O nie... Przygląda się jakieś 15 sekund i ruchem głowy daje znać że wie o jakie miejsce chodzi. Wygląda na to, że teraz się uda. Po około 5 minutach jazdy jestem na miejscu.
Następnego dnia rano z koleżanką wybieramy się na spacer Nanjing Road - główną ulicę zakupowo-spacerową Szanghaju.
Pierwsze wrażenia z miasta? Czysto, nowocześnie, europejsko. Tego dnia widzą chyba najwięcej ludzi w moim życiu. W Chinach rozpoczyna się "Święto księżyca". Tydzień wolnego dla wszystkich Chińczyków. Co to oznacza? Chińczycy ruszają zwiedzać największe atrakcje kraju. W tym Szanghaj... Już teraz mogę Wam odradzić przyjazd do Chin w tym okresie. Na ulicach są nieprzebrane tłumy ludzi. Dostęp do większych atrakcji turystycznych czasem graniczy z cudem. Docieramy do Peoples Park. To jedno z dziwniejszych miejsc jakie w życiu słyszałem. Kwitnie tu... chciałoby się powiedzieć handel ludźmi, ale chodzi o matki i ojców oferujących swoje córki i synów do wydania za mąż i do ożenku. Kobiety i mężczyźni siedzący na ławkach wystawiają ogłoszenia z informacjami o swoich pociechach: aktualne wynagrodzenie, samochód, mieszkanie, wzrost, waga, i czasem zdjęcie. Na sznurku wzdłuż alejki wiszą setki ogłoszeń. W chińskiej tradycji osoba nie wydana za mąż / nie ożeniona do 30-stki to ogromny problem. Jak widać rodzina zrobi wszystko by tego uniknąć...
Nanjing Road dochodzi do Bund. To nazwa wybrzeża / traktu ciągnącego się wzdłuż nabrzeża rzeki przecinającej centrum miasta. Stąd roztacza się najlepszy widok na pełną imponujących wieżowców biznesową dzielnicę Szanghaju - Pu Dong. W gąszczu wieżowców wysokością dominuje World Financial Centre, z racji swojego wyglądu nazwany przez miejscowych "otwieraczem do butelek". Budynek ma ponad 492 metrów wysokości i jest czwartym najwyższym budynkiem na świecie. Tuż obok w budowie jest Shanghai Super Tower mający mierzyć ponad 632 metry i wkrótce będący drugim najwyższym wieżowcem na świecie.
Niedaleko Bund-u znajduje się "Stare Miasto". Tradycyjna (odnowiona) Szanghajska zabudowa kontrastuje tu ze swego rodzaju "Disneylandem" stworzonym dla turystów. Na dolnych kondygnacjach budynków komercja - jeden za drugim: Starbucks, McDonalds, sklepy z zabawkami itd. Nie czuję tu żadnego powiewu historii, tradycji czy kultury.
Wracamy na Bund i spacerujemy z powrotem w stronę stacji metra na Nanjing Road. Na peronie tłumy, pociągi stoją z otwartymi drzwiami. Jak widać komunikacja miejska już nie wytrzymuje takiego natłoku pasażerów. Po 10 minutach rezygnujemy i ruszamy w drogę powrotną na piechotę. Tego dnia już koniec zwiedzania. Odpoczywamy i raczymy się miejscowymi specjałami z chińskiej restauracji, Późnym wieczorem mam okazję sprawdzić jak wygląda nocne życie Szanghaju. Wybieramy się do "Muse" - jednego z najlepszych i najbardziej znanych klubów w mieście. Musze przyznać, że było świetnie. Skończyliśmy po 4:00 nad ranem :)
Mój plan na następny dzień to wycieczka do Hangzhou (czyt. Hangdżou). Niestety plan zostaje szybko zweryfikowany przez trwające święto. Pierwsze wolne miejsce w pociągu do Hangzhou jest dopiero o 14:20. Dawałoby mi to tylko około 4 godziny na zwiedzenia miasta. Rezygnuję. Dla informacji podam, że pociąg jedzie tylko godzinę, a bilet kosztuje około 80 PLN w sumie w obie strony. Podobno warto tam pojechać. Zostaję więc w Szanghaju i nadrabiam zaległości na blogu. Postanawiam wybrać się również na wystawę "Shanghai City Planning Exhibition". Podobna wystawa zrobiła na mnie spore wrażenie w Chongqing. Niestety... znów święto psuje mi plany. Wystawa normalnie jest czynna do 17:00, z powodu święta jednak, zamknięta zostaje o 15:00. Jestem tam o 15:10... Trochę dziwne, spodziewałbym się raczej przedłużenia otwarcia ze wzgledu na większe niż zwykle zainteresowanie.
Po południu z koleżanką i jej znajomymi Japończykiem i Francuzem wybieramy się do restauracji "1221". Musze przyznać, że jedzenie jest przepyszne. Świetne miejsce dla chcących poznać prawdziwą, dobrą kuchnię szanghajską. Lokalne specjały to przede wszystkim pierogi. Szanghajska kuchnia charakteryzuje się w dość słodkimi sosami i przyprawami. To zupełnie co innego niż np. w Guilin czy Kantonie. Tutaj właściwie nic nie jest ostre. Smaki jednak świetne! Grzyby, warzywa, wieprzowina, a do tego obsługa mówiąca po angielsku i show z nalewaniem herbaty z wyjątkowo długiego "dzióbka". Gorąco polecam to miejsce wszystkim, którzy wybierają się do Szanghaju. Ceny, jak na jakość, no i jak na Szanghaj - bardzo przystępne. Jedna osoba wyda około 40-70 PLN za porządny obiad.
Japończyk i Francuz, którzy towarzyszyli nam przy obiedzie przyjechali na skuterach. To bardzo popularny środek transportu nie tylko w Szanghaju, ale w całych Chinach. Zabierają nas na wieczorną przejażdżkę przez miasto. Jedziemy na Bund, by obejrzeć panoramę Pu Dngu po zmroku. Kierowcy skuterów w Chinach za nic mają przepisy ruchu drogowego. Tak już się przyjęło, że jeżdżą zupełnie jak chcą, a policja nawet nie zwraca na to uwagi. Kilkuminutowa jazda pod prąd po 4- pasmówce szerszej od naszych autostrad... żaden problem, ale nogi miałem jak z waty. Nie wspominam już ile wielkich skrzyżowań przejechaliśmy na czerwonym świetle. Przygoda jednak niezapomniana! :) Niestety trochę spóźniliśmy się na piękną nocną panoramę Pu Dongu. Większość wieżowców gasi podświetlenie po 23:00. Jesteśmy tam trochę później. Przyznam, że w ogóle nie przejmuję się takimi sytuacjami. Zawsze jest pretekst żeby odwiedzić dane miejsce podczas kolejnej podróży :)
Kolejnego dnia rano przeprowadzam się do hostelu. Koleżanka u której mieszkałem wylatuje na wakacje. Trafiam do Beehome Hostel. Nocleg kosztuje 32 PLN za osobę ww pokoju 6-osobowym. Położony jest tuż obok "otwieracza od butelek" na Pu Dongu. Przed południem spotykam się z koleżanką poznaną kilka lat temu na studiach. Spędzamy czas spacerując i jedząc lunch w dzielnicy Huangpi. Okolica jest bardzo ładna. Mieszczą się tu stare szanghajskie domy mieszkalne. Obok dużo eleganckich biurowców i sklepów. Jest też kilka małych parków z jeziorkami.
Po spotkaniu w końcu udaje mi się odwiedzić Shanghai City Planning Exhibition. Mieści się z osobnym specjalnie dla niej wybudowanym budynku na Peoples Square (Placu Ludowym). Największą atrakcją ekspozycji jest ogromna makieta centralnej części Szanghaju. Setki świetnie odwzorowanych budynków co kilka minut można podziwiac w scenerii nocnej i dziennej dzięki specjalnie sterowanemu podświetleniu.
Ostatniego mojego dnia w Szanghaju wybieram się przez biznesowy Pu Dong na pieszą włóczęgę po dzielnicy French Concession. Kiedyś mieściło się tutaj coś w rodzaju francuskiej enklawy, zamieszkiwanej przez emigrantów z Europy. Niska zabudowa, szpalery drzew wzdłuż ulic, mnóstwo barów, knajpek, restauracji, małych sklepików. Klimaty bardzo europejskie. Chwilami można zapomnieć, że jest się w Chinach. Tutaj jest zdecydowanie ciszej i spokojniej. Chwilami okolica przypomina Saską Kępę w Warszawie. Ależ miła chwila wytchnienia od tłumów turystów zalewających Szanghaj w ciągu ostatnich kilku dni!
Wieczorem lot do Tianjin - portu położonego około 170 km na południowy-wschód od Pekinu. Dlaczego tam? Po pierwsze nalazłem promocję na bilet, kóry był trzykrotnie tańszy niż lot do samego Pekinu. Po drugie, do mojego planu podróży chciałem dodać kolejne mniej znane "nieturystyczne" miasto do zobaczenia. Przejazd na lotnisko Pu Dong w Szanghaju to kolejna atrakcja. Pod terminal kursuje super-nowoczesna, super-szybka magnetyczna kolej Maglev. Prędkość przejazdu o określonych porach dnia może nawet przekroczyć 420 km/h. Ja jade koło 19:00. O tej porze pociąg osiąga przędkość 300 km/h. Dziwna inwestycja ten Maglev... Centrum miasta z terminalem lotniska łączy linia metra. Żeby skorzystać z Maglevu trzeba wysiąść z metra już jadącego na lotnisko i przesiąść się. Oszczędzamy w ten sposób być może około 15-20 minut. Zależy ile będziemy musieli czekać na super-szybki pociąg. Dodatkowo, przejazd Maglevem kosztuje 25 PLN, natomiast metrem 2 PLN. Czasem mam wrażenie, że Chińczycy nie mają na co wydawać pieniędzy i inwestują w coś co nie do końca jest potrzebne. Rozumiem sens tworzenia takiej linii gdyby Maglev docierał do samego centrum miasta. Zresztą widać to po liczbie pasażerów. W moim wagonie było może w sumie z 5-7 osób.
To już ostatni lot krajowy jaki mam w Chinach. Szósty lot i piąta chińska linia lotnicza którą wypróbuję. To Shanghai Airlines. Słyszałem o niej wiele dobrego. Ale o tym w kolejnym odcinku.
komentarze
- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres