Moja trzytygodniowa podróż dookoła Chin zbliża się do końca. Ostatni lot i jestem pod Pekinem. Kółko dookoła Chin zamknięte. Czeka mnie jeszcze jedno, zupełnie nieznane mi miasto - Tianjin, oraz jeszcze kilka dni w Pekinie, który już trochę poznałem na początku podróży. Ostatni lot liniami Shanghai Airlines. Te linie zdecydowanie zrobiły na mnie najlepsze wrażenie.
Lotnisko Pu Dong pod Szanghajem to (jak większość lotnisk w dużych chińskich miastach) - nowoczesny olbrzym. W tym przypadku olbrzym to bardzo adekwatne słowo. Przejście ze strefy kontroli bezpieczeństwa do bramki zajęło mi około 20 minut szybkim krokiem. Długość jednego korytarza, wzdłuż którego ciągną się "gate-y" ma około półtora kilometra! Terminal jest bardzo nowoczesny i przestronny. Idąc do swojej bramki, za oknem widzę szerokokadłubowce takich linii jak Singapore Airlines, United Airlines, Lufthansa, Air China, Qatar Airways. Przy bramkach jest dużo miejsc siedzących. Do tego, przy ścianach dostępne są również miękkie szerokie sofy/fotele ze stolikami i gniazdkami elektrycznymi. Działa równiuez darmowe wi-fi. Przyznam, ze warunki oczekiwania na lot w klasie ekonomicznej są najlepsze jakie kiedykolwiek spotkałem. Z powodu "zagęszczenia ruchu powietrznego" mój lot jest opóźniony o około pół godziny. Swoją drogą, nie słyszałem jeszcze innego powodu opóźnienia na jakimkolwiek chińskim lotnisku. W końcu rusza boarding. Wsiadam do dość nowego Boeinga 737. Czekając na samolot, poczytałem w Wikipedii o Shanghai Airlines. Właścicielem przewoźnika jest chiński moloch - China Eastern. Po przejęciu, pozostano jednak przy dawnej marce. Nie dziwię się. Przewoźnik z Szanghaju ma rewelacyjny wynik jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Linia powstała w 1985 roku i od tego czasu nie miała ani jednego wypadku, a nawet ani jednego poważniejszego uszkodzenia samolotu. Siadam na swoim miejscu. Jest bardzo dużo miejsca na nogi. Tuz po starcie rozpoczyna się serwis pokładowy. Najpierw napoje, potem pudełko z jedzeniem (słodka bułka "croissant", ciastko, bananowe chipsy, suszone oliwki, woda). Potem znowu napoje.
Podczas podawania napojów, jednej ze stewardes wypadł papierek i zleciał na moje spodnie. Przeprosin nie było końca. Stewardesa nawet pobiegła na tył samolotu po cały plik mokrych odświeżających ręczników. Widać że bardzo im zależy na wzorowym serwisie. Jestem pod wrażeniem! Shanghai Airlines wywarł na mnie zdecydowanie najlepsze wrażenie ze wszystkich chińskich przewoźników.
W Tianjin ląduję tuż przed północą. Przed terminalem oczywiście stoi autobus kursujący całą noc do centrum miasta (w inetrnecie znowu nie było o tym żadnej informacji). Przejazd kosztuje kolo 15 PLN. To ostatni moment w Chinach kiedy jeszcze muszę trochę "powalczyć". Teraz pytanie jak dostać się z lotniska do hotelu, który zarezerwowałem. Niestety w Tianjin nie ma ani jednego hostelu. Na szczęście mam adres i nazwę hotelu po chińsku. Najpierw pokazuję ją kierowcy autobusu. Coś odpowiedział. Oczywiście nie wiem co :). W każdym razie na migi dogadaliśmy sie, że mam jechać jego autobusem, a potem taxi. Po około 20 minutach jazdy zatrzymujemy się. Ludzie wysiadają, a ja z nimi. Podchodzi kierowca i coś do mnie mówi. Oczywiście nie mam pojęcia co. Po jakimś czasie z gestów wyczytuję, że mam wracać do autobusu. To nie mój przystanek. Po kolejnych 10 minutach dojeżdżamy pod dworzec kolejowy. Kierowca prowadzi mnie do jednego z taksówkarzy i coś mu mówi. Na wszelki wypadek pokazuję jeszcze nazwę hotelu. Mam nadzieje, że nie będzie problemu, jak to często bywa z "dworcowymi" taksówkarzami. Wszystko jednak jest ok. Po około 10 minutach podjeżdżamy pod hotel. Koszt przejazdu 15 PLN. Na hotelu nie ma nawet jego angielskiej nazwy. Ojoj już sobie wyobrażam rozmowę w recepcji. Tym bardziej, że prawdopodobnie będę musiał się tłumaczyć, że tak późno przyjechałem (jest 1:00), a rezerwację miałem na (20:00-24:00). Miałem rację... Panie w recepcji rozkładają ręce i na ich twarzy widzę zakłopotanie. Z ich gestów czytam: nie ma dla Pana pokoju, rezerwacja była do 24:00. Nie daję za wygraną. Gestami pokazuję samolot (ręce to skrzydła) i opóźnienie (smutne spojrzenie na zegarek). Chyba udaje się znaleźć pokój. 480 Juanów. Ile? Pokój miał kosztować 130 Juanów (ok 65 PLN). Udaje nam się porozumieć, że dodatkowe 350 Juanów to kaucja za klucz. Płatność kartą nie przechodzi. Musze iść do okolicznego bankomatu po gotówkę. Wkrótce szczęśliwie trafiam do swojego pokoju. Ufff to chyba ostatnie takie przejścia w Chinach!
Następnego dnia postanawiam wykorzystać wizytę w Tianjin i rozejrzeć się po miescie przed odjazdem do Pekinu. Najpierw jednak chcę kupić bilety kolejowe, tak więc ruszam na dworzec. W recepcji dowiaduję się, że nie ma żadnego autobusu (jest kierowniczka recepcji, która trochę mówi po angielsku). Pomocna pracownica hotelu pomaga mi złapać taksówkę i instruuje taksówkarza, gdzie chcę pojechać. Ustalamy też cenę za przejazd - około 6-7 PLN. Po 10 minutach jestem na dworcu. Ehhhh Chiny. Dworzec wygląda jak statek kosmiczny. Ogromny i super-nowoczesny. Połączony jest ze skrzyżowaniem trzech linii metra. Tak.. jestem w Tianjin, mieście, którego nazwy nawet jeszcze kilka miesięcy temu nie słyszałem. W zeszłym roku otwarto tu dwie nowe linie. W sumie są cztery. Stacje metra w Singapurze wyglądają przy tym jak muzeum :)
Bilet na super-szybką kolej do Pekinu kosztuje 34 PLN. Kupuję na 16:50, tak więc mam jeszcze około 5 godzin na przejście się po mieście. Najpierw ruszam na deptak Heping Road, ciągnący się przez "kolonialną" dzielnicę miasta. Rzeczywiście budynki są w europejskim stylu. Jest piękna pogoda - niebieskie niebo i mocno grzejące słońce. Miasto sprawia wrażenie nowoczesnego i czystego.
Węższymi uliczkami przechodzę przez targ staroci. Sporo monet, pamiątek po Mao itp. Dochodzę do innego głównego deptaku - Binijang Road. Spaceruję w stronę stacji metra. Mimo, że według mapy jestem na skrzyżowaniu, na którym jest stacja, nie mogę znaleźć wejścia. Sprawdzam wszystkie rogi skrzyżowania i nic. Pytam ludzi. Jeden chłopak prowadzi mnie za sobą. Wchodzimy na tył jednego budynku, a tam wejście jak do klatki, tyle że oznaczone znakiem metra :).
Ruszam na "Stare Miasto". To tylko 3 stacje stąd. Rzeczywiście architektura jest zupełnie inna. Miejsce jest dość mocno skomercjalizowane. Sporo sklepików i restauracji. Dzielnica jest bardzo mała. Tuż za nią wyrastają olbrzymie 30-40 piętrowe "bloczyska".
Pod świątynią stoi sprzedawca typowych chińskich grillowanych szaszłyków z mięsa i owoców morza. Jego kramik jest na bagażniku motoroweru. Zamawiam ośmironiczki. Są dość ostre, ale pyszne. Taniutko - około 2,5 PLN za trzy szaszłyki.
Ruszam dalej już powoli kierując się w stronę dworca. Jako że mam jeszcze prawie dwie godziny do odjazdu pociągu, idę na piechotę wzdłuż rzeki. Ta część miasta jest naprawdę pięknie zagospodarowana. Niemal przez cała drogę idę pięknym zadbanym parkiem. Tuż obok wyrastają nowoczesne wieżowce. Wśród nich efektowny 337 metrowy Tianjin World Financial Center. Miasto sprawia bardzo przyjazne wrażenie. Jest czysto i po prostu ładnie.
Super-szybkie pociągi do Pekinu odjeżdżają bardzo często, nawet co 10-20 minut. Przejazd 120 kilometrów zajmuje jedynie 33 minuty. Pociąg osiąga prędkość 300 km na godzinę. Po drodze nie ma ani jednego przystanku.
Zanim się obejrzałem, byłem na dworcu Pekin Południowy. To tu dojeżdżają superszybkie pociągi również z Szanghaju. Dworzec połączony jest z resztą miasta linia metra. Około pół godziny jazdy z jedną przesiadką i jestem w dzielnicy Dongzhimen. To tutaj znajduje się hostel, w którym spędzę trzy ostatnie noce w Chinach. Ponieważ, trzy tygodnie intensywnego zwiedzania Chin nieźle dało mi się we znaki, nie planuję szaleńczego tempa zwiedzania. To czas odpoczynku i spokojnej kontemplacji stolicy Chin. Niestety nie ułatwia mi tego nadal trwające "święto księżyca". Odwiedziny jakiejkolwiek atrakcji turystycznej wiąże się z wpadnięciem w nieprzebrany tłum turystów. Łagodnie mówiąc nie jestem fanem takiej sytuacji. Udaje mi się odwiedzić Świątynię Nieba i otaczający ją park.
Stamtąd przechodzę znanym zakupowym deptakiem Quianmen Street, przez bramę Zhenyang i Mauzoleum Mao, do placu Tiananmen. Jak dla mnie ludzi jest zdecydowanie na dużo.
Jeszcze raz odradzam Wam przyjeżdżania do Chin podczas tego święta, jeżeli nie chcecie zwiedzać największych atrakcji w takim tłumie. Wielki Mur z głowy wybili mi nawet Chińczycy. Podobno nawet telewizja relacjonuje "dantejskie sceny" jakie tam się odbywają w związku z takim napływem ludzi. Dla mnie to tylko pretekst do kolejnych odwiedzin Pekinu w przyszłości. W końcu Wielki Mur trzeba zobaczyć :) A wiem, że na pewno tam jeszcze wrócę. Ostatniego dnia wybieram się do Pałacu Letniego. Szczerze mówiąc myślałem, że będzie gorzej z tłumem. Jakoś daje radę się poruszać. Boczne alejki otaczającego świątynię parku są nawet puste. Świątynie położona jest na wzgórzu nad jeziorem na obrzeżach miasta.
Kolejny punkt programu to wizyta w Parku Olimpijskim. Tutaj największa atrakcja to oczywiście "ptasie gniazdo" - główna arena Igrzysk Olimpijskich z 2008 roku, oraz Water Cube - arena zmagań pływackich.
Wieczorem wybieram sie do jednej z lokalnych restauracji serwujących kaczkę po pekińsku. Starałem sie wybrać miejsce z dala od turystycznego szlaku. Udało się! Kaczka była pyszna. Połączenie soczystego miesa z chrupiaca skórką ze słodkim specjalnym sosem jest rewelacyjne!
Kolejnego dnia rano czas ruszyć w powrotną drogę do Polski. Przejazd Airport Expressem na lotnisko za 12 PLN. Dość szybka odprawa bagażu i kontrola bezpieczeństwa. Mimo, że samolot przyleciał o czasie, wylot opóźniony jest o około 30 minut. Tak jak w drodze do Pekinu trzy tygodnie temu, trasę obsługuje nowy Airbus A330.
Tym razem wypełniony niemal do ostatniego miejsca. Przelot bez niespodzianek. Jedzenie nawet lepsze niż to na trasie Moskwa - Pekin. Czuć wpływy chińskiej kuchni. W Moskwie niestety problem ze wzmożonym ruchem. "Mój" Airbus A320 około pół godziny stoi przy pasie startowym puszczając inne lądujące i startujące samoloty. Lot do Warszawy wypełniony z kolei w około 50%. Około 18:30 warszawskiego czasu ląduję na Okęciu. I w ten sposób kończy się moja trzytygodniowa chińska przygoda! Już wiem, że na pewno jeszcze tam wrócę :). Do odkrycia jeszcze wiele prowincji.
komentarze
- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres