Dochodzi 10:30 rano. Poranek na Manhattanie. Stoję w kolejce do autobusu do Waszyngtonu. Korzystam z linii Megabus. Udało mi się kupić bilet za jedyne pół dolara! Skorzystałem z promocji "bilety za darmo". Jakieś trzy miesiące temu dostępna była spora pula biletów za 0 USD (+ 0,5 USD opłaty transakcyjnej) na wszystkie trasy z amerykańskiej siatki połączeń linii autobusowych Megabus.
W kolejce do autobusu popełniłem niezłą gafę... Wymieniając spostrzeżenia z sąsiadem z kolejki na temat prowizorki "dworca autobusowego" z którego korzysta Megabus, stwierdziłem (pokazując wydruk mojej rezerwacji), że skoro za bilet płaci się 50 centów to prowizorkę można wybaczyć. Okazało się, że mój rozmówca za bilet zapłacił dokładnie 100 razy więcej niż ja...
Musze przyznać, że amerykańskie dalekobieżne autobusy robią świetne wrażenie! Podobnie jak w Greyhound - lotnicze siedzenia, dostępny darmowy internet wi-fi, wtyczki do ładowania laptopa. Planowany czas przejazdu z Nowego Jorku do Waszyngtonu - 4 godziny 20 minut. Niestety mniej więcej w połowie drogi, na wysokości Filadelfii, napotykamy na gigantyczny korek (później dowiedziałem się, że zamknięto alternatywną trasę NY-Waszyngton i cały ruch skumulował się na jednej autostradzie). Podróż wydłuża się o dodatkowe półtorej godziny. Do Waszyngtonu docieram tuż przed 17:00. Czeka na mnie koleżanka (siostra kolegi z Montrealu). Jest ciepło, świeci piękne słońce, ale wieje silny wiatr. Już do samego początku miasto sprawia wrażenie bardzo zadbanego i uporządkowanego. Jest ciszej i spokojniej niż w Nowym Jorku. Idziemy na krótki spacer po Chinatown. Też zupełnie inaczej niż w Nowym Jorku. Tutaj o tym, że to chińska dzielnica poza charakterystyczną bramą, świadczy tylko kilka azjatyckich restauracji i sklepów.
Resztę popołudnia i wieczór spędzamy objeżdżając miasto samochodem. Po drodze Kapitol (siedziba Kongresu USA), monument Waszyngtona, siedziba FBI, dzielnica Georgetowe.
Co ciekawe, w ciągu kilkunastu minut kilkakrotnie przekraczamy granicę trzech stanów i trzech oddzielnych miast! Waszyngton to właściwie centrum większej aglomeracji składającej się z kilku innych miast należących do różnych stanów. Samo centrum - to stan District Columbia. Dzielnica tuż za rzeką to Arlington już w stanie Virginia. Na północ i wschód od DC - stan Maryland m.in. z miastami Bathesda i Silver Spring (w którym dzisiaj będę nocował). Następnego dnia wcześnie rano ruszamy do DC. Żeby załapać się na wizytę w monumencie Waszyngtona, w kolejce po bilety trzeba stanąć przed 9:00. Wstęp jest bezpłatny. Rano odbiera się bilety na wybraną godzinę w ciągu dnia. Na daną godzinę jest określona pula wejściówek. My załapaliśmy się na 13:00. Mamy więc jeszcze sporo czasu na zwiedzanie innych miejsc. Pierwszy przystanek - monument Abrahama Lincolna - 16 prezydenta USA i przywódcy Unii w wojnie secesyjnej.
Tuż obok monument ofiar II Wojny Światowej i wojny w Wietnamie oraz budynek Czerwonego Krzyża. Dalej dość długi spacer pod Biały Dom.
Po dość zimnym poranku robi się coraz cieplej. Przed siedzibą Barracka Obamy niespodzianka. Na skwerze stoi pomnik Tadeusza Kościuszki (jego kopia niedawno została odsłonięta w Warszawie).
Kolejny punkt programu to Union Station. Główny dworzec kolejowy stolicy USA. Budynek robi duże wrażenie!
Docieramy tam metrem. Mam mieszane uczucia co do podziemnej kolejki w Waszyngtonie... Z jednej strony zepsute i zjadające dolary automaty biletowe i bardzo ciemne perony, a z drugiej wykładane miękką wykładziną przestronne wagony z miękkimi siedzeniami. Zbliża się 13:00. Kierujemy się do Monumentu Waszyngtona. To centralny punkt stolicy, niemal bijące serce Stanów Zjednoczonych. Obiekt wybudowany w formie obelisku. Wysokość - 170 m! Czyli tylko 17 m mniej niż Pałac Kultury mierzony bez iglicy! W środku winda, a na górze piętro widokowe z oknami na 4 strony Waszyngtonu. Mam okazję podziwiać z góry niemal wszystkie odwiedzone wcześniej atrakcje.
Po około półgodzinnej wizycie w monumencie Waszyngtona czas jechać na lotnisko. o 17:25 mam wylot liniami Southwest do Seattle. Po tygodniowym pobycie na wschodnim wybrzeżu, nad Atlantykiem, przenoszę się o trzy strefy czasowe dalej od Polski - nad Pacyfik!
komentarze
- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres