Ciarki mi przechodzą po plecach kiedy samolot dotyka pasa startowego lotniska w Honolulu. Hawaje zawsze kojarzyły mi się z czymś magicznym, nieosiągalnym, wręcz nierealnym. Jestem na środku Oceanu Spokojnego! Do innego najbliższego większego lądu jest ponad 5 godzin lotu samolotem. Uwielbiam uczucie stawiania stopy pierwszy raz na zupełnie nowym dla mnie lądzie! Po wyjściu z samolotu czuję jak uderza we mnie fala ciepłego i wilgotnego powietrza. Ależ odmiana! Jeszcze kilka godzin temu opuszczałem zimne i śnieżne Portland i Seattle. Na Hawajach gorąco jest przez cały rok. Teraz jest tutaj zima, czyli temperatury utrzymują się na poziomie około 25 stopni Celsjusza. Dzień i noc!
Podążam za znakami "ground transportation". Zawsze staram się unikać autobusów typu "airport shuttle" zwykle są to szybkie autokary łączące lotnisko z centrum miasta, za które trzeba zwykle zapłacić kilkakrotnie więcej niż za miejski autobus. Podobnie jest w Honolulu. Mi nigdzie się nie spieszy, więc szukam zwykłych autobusów. Po chwili trafiam na przystanek. Potrzebuję dostać się do Waikiki Beach - tam mam zarezerwowany hostel.
Mam szczęście, obie linie autobusowe odjeżdżające z lotniska kończą kurs właśnie w Waikiki Beach. Bilet kosztuje 2,5 dolara. Płaci się w maszynie przy kierowcy. Trzeba miec odliczoną kwotę. Autobusy w całych Stanach działają inaczej niż w Polsce. Zawsze wchodzi się przednimi drzwiami a za bilety płaci u kierowcy. Z jednej strony miasto nie traci na pasażerach jeżdżących na gapę, ale z drugiej strony, taki system bardzo spowalnia działanie całej komunikacji. Pierwsze wrażenia z Honolulu? Wielkie miasto - prawie milion mieszkańców! Nie spodziewałem się, że podróż z lotniska do Waikiki zajmie całą godzinę. Zaznaczam, że cały czas jedzie się przez miasto! W autobusie uświadamiam sobie, że nie zapisałem nigdzie nazwy ulicy przy której jest mój hostel. Kierowca mówi, że w dzielnicy Waikiki jest kilka przystanków. Wysiadam na chybił-trafił na środkowym. Dzielnica robi ogromne wrażenie. Znalazłem się pośród wieżowców luksusowych hoteli. Wzdłuż ulic rosną wysokie efektowne palmy.
Świeci piękne słońce. W pierwszym napotkanym sklepie pytam o drogę do hostelu. Sympatyczna sprzedawczyni daje mi mapkę i wskazuje w którą stronę się kierować. Hostel ma być kilka przecznic dalej. Nigdzie mi się nie spieszy, tak więc po drodze po raz pierwszy zahaczam o Waikiki Beach.
Biały piasek, turkusowy ocean, cień wysokich palm i tłumy ludzi. Zdejmuję buty i wybieram się na krótki spacerek po ciepłym piasku. (część z Was pewnie mnie w tej chwili baaardzo nienawidzi ;).
W końcu docieram w miejsce gdzie miał znajdować się mój nocleg. Niestety po hostelu ani śladu... Plan B - stary dobry MacDonalds. Sprawdzam adres w potwierdzeniu rezerwacji, Google Maps i już wiem gdzie mam iść. Okazuje się, że hostel jest jedną przecznicę od sklepu, do którego trafiłem na początku.
Melduję się w recepcji, płacę 25 USD za noc i znajduję swój pokój. Wielką zaletą hosteli jest możliwość poznania kupy ciekawych ludzi. W moim pokoju oprócz mnie są dwie osoby. Chłopaki mniej więcej w moim wieku. Obaj w podróży dookoła świata! Obaj podróżują już od dobrych kilku miesięcy. Afryka, Chiny, Tajlandia, Australia, Nowa Zelandia, Fidżi... W hostelu jest bardzo przyjemny pokój z kuchnią, w którym można usiąść, zjeść, odpocząć, poczytać, skorzystać z darmowego internetu wi-fi no i ugotować sobie posiłek. Spędzaj tam jakiś czas na rozmowach o dalekich podróżach z nowo poznanymi współlokatorami. Słońce ma się już ku zachodowi. Wybieram się na spacer po Waikiki. Wszędzie tłumy turystów, sklepiki z pamiątkami, knajpki, restauracje, uliczni performerzy. Co mnie zaskoczyło, jakąś połowę ludzi na ulicach stanowią Japończycy! Widać to jedno z ich ulubionych miejsc na zimowe wypady do "ciepłych krajów". Robię jeszcze kilka zdjęć pięknie zachodzącego nad morzem słońca i wracam do hostelu.
Plan na kolejny dzień - wizyta w Kailua i Lanikai. To miejscowości położone jakieś pół godziny jazdy autobusem z Honolulu. Słyną z jednych z najpiękniejszych plaż na Hawajach! W Honolulu bilet autobusowy kosztuje 2,5 dolara, jest ważny 2 godziny i pozwala na jednorazową przesiadkę (w pierwszym autobusie dostaje się specjalny bilet, a w drugim jest on zabierany przez kierowcę). Referencje z internetu nie myliły się! Plaże są piękne!
Biały, bardzo drobny piasek, piękne widoki na małe przybrzeżne wysepki, zielone, pochylające się nad piaskiem palmy kokosowe.
Spaceruję z plaży w Kailua, do jeszcze piękniejszej w Lanikai. Dużo spokojniej niż w Waikiki. Mało ludzi, cisza, brak stoisk z pamiątkami.
Zdecydowanie lepsze miejsce na wypoczynek niż Honolulu. Po jakiejś godzinie lenienia się pod palmami wyruszam z powrotem na przystanek autobusowy skąd w jakąś godzinę docieram do mojego hostelu w Waikiki. Popołudnie sędzam na pisaniu bloga i rozmowach z innymi napotkanymi w hostelu podróżnikami. Musze przyznać, że moja opowieść o podóży dookoła świata za 1300 USD robi duże wrażenie na Amerykanach! Nie mogą uwieżyć jak to możliwe, żeby taką trasę zrobić tak tanio. Sami mówią, że za bilety z kontynentu na Hawaje i z powrotem płacą niewiele mniej. Wieczorem kolejny spacer po Waikiki.
Nie mogło się oczywiście obejść bez kupienia hawajskiej koszulki (nie koszuli!) w kwiaty :) Koszt - 4 dolary. Następnego dnia przygotowałem dla Was niespodziankę, o której nie było mowy w planie podóży. Na 2 dni małą awionetką wybieram się na sąsiednią wyspę Molokai!
komentarze
- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres- Odpowiedz
Adres