Jeszcze dwa-trzy lata temu na trasie między Biszkekiem a Osz latały stare radzieckie Antonovy. Teraz zastąpiły je produkowane na zachodzie Boeingi 737, Airbusy A320 i BAe 146. Z jednej strony trochę szkoda, bo ominie mnie ciekawe lotnicze doświadczenie, ale z drugiej strony jestem jakoś spokojniejszy przed lotem :). Postanowiłem wybrać się na dwa dni na południe kraju do Osz testując dwie lokalne linie lotnicze.
Niewielu podróżujących po Kirgistanie zdaje sobie sprawę, że loty wewnątrz kraju są relatywnie tanie. Bilet na lot między Biszkekiem a Osz kosztuje między 2000 a 3300 som czyli ok 120-200.
Autobus jedzie około 12 godzin, a kosztuje ok 70-80 PLN. Dla mających mniej czasu samolot to bardzo dobre rozwiązanie. Na trasie między Biszkekiem a Osz latają trzy linie: Kyrgyzstan Air Company (narodowe linie), Avia Traffic Company i Air Bishkek. Każdy z przewoźników ma jeden lub dwa loty dziennie. Jest jeszcze jedna trasa krajowa: Biszkek - Batken (miasto położone w południowo zachodniej części kraju). Z tego co się zorientowałem lata tam Avia Traffic Company kilka razy w tygodniu. Ceny prawdopodobnie podobne to tych na trasie do Osz. W planach jest uruchomienie również połączenia z Biszkeku do Karakol, ale póki co projekt nie został zrealizowany. Bilety lotnicze można kupić niemal wszędzie. Sprzedają je biura podróży (avia kassa). Polecam biura Kyrgyz Concept (mówią po angielsku), które można znaleźć w kilku miejscach w Biszkeku i w Osz. Co ciekawe, biura nie pobierają dodatkowej prowizji. Co jeszcze ciekawsze, ceny są niemalże stałe. Bilety za około 120 PLN w jedną stronę można kupić nawet 1-2 dni przed wylotem.
Ponieważ wylot do Osz mam o 8:00 rano, na lotnisku powinienem być najpóźniej o 7:00. By nie ryzykować problemów z najwcześniejszą marszrutką, decyduję się na transport oferowany przez hostel Nomad House, w którym się zatrzymałem. Brat właścicielki własnym samochodem podwozi mnie na lotnisko za 500 somów (ok 30 PLN). To niedrogo zważywszy że przejazd trwa około 40 minut. Do Osz lecę liniami Avia Traffic Company. Odprawa zaczyna się na około godzinę przed wylotem. Wymagany jest tylko paszport. W bagażu podręcznym można mieć butelkę wody. Lot obsługuje samolot BAe 146 (British Aerospace). Z podobnych korzysta Lufthansa na trasach krótkodystansowych.
Z terminalu do samolotu pasażerów przewozi autobus. Niestety dostałem miejsce przy przejściu tak więc widoki przez okno mam ograniczone. Szkoda, bo jest piękna pogoda i Tien Szan będzie jak na dłoni. Samolot startuje zgodnie z rozkładem o 8:00. Podczas lotu obsługa poczestowała pasażerów chłodnymi napojami. Zanim się obejrzałem samolot już zniżał się do lądowania.
W Osz kilka stopni więcej. Sytuacja podobna jak na kilku polskich lotniskach. Autobus podwozi pasażerów z samolotu do terminalu na odległość około 50-70 m, którą szybciej i wygodniej można by przejść na piechotę.
Przed terminalem widzę przystanek marszrutek. Wsiadam w pierwszą lepszą. Pytam kierowcy czy będzie jechał koło meczetu Iman Buhani. Okazuje się, że muszę wysiąść na kolejnym przystanku i zmienić marszrutkę. Po chwili jestem w kolejnej. Prosze kierowcę żeby dał mi znać kiedy dojedziemy do meczetu. Po około 10 minutach jestem na miejscu. Jest gorąco, około 30 stopni. Zmierzam do Osh Guesthouse - jedynego hostelu z "dormami" w mieście (jest w Lonely Planet). Okazuje się że znajduje się on w mieszkaniu na zwykłym blokowisku, bardzo podobnym do tych spotykanych w polskich miastach. Dostaję łóżko na balkonie przerobionym w dodatkowe pomieszczenie. Cena to 295 somów za noc, czyli ok 18 PLN. To miejsce gromadzące backpackersów. Spotykam tam Belga, Holendra, Japończyka, Szwajcarkę, Francuzów, Amerykanów, Angielkę. Niektórzy to prawdziwi podróżniczy hardkorzy. Szwajcarka sama podróżuje na rowerze po Azji Centralnej. Przyjechała tu na dwóch kółkach cały dystans z Europy! Japończyk jest podczas samotnej 2-letniej podróży z plecakiem przez pół świata, w tym Laos, Chiny, Afganistan, Pakistan, Iran, Egipt, Sudan, RPA... Czuję się przy nich jak amator :).
Osz jest zupełnie inny niż Biszkek czy Karakol. Dużo mniejsze wpływy rosyjskie, natomiast dużo większe muzułmańskie, arabskie. Osz jest bardziej autentyczny, jeśli chodzi o kulturę i klimat Środkowej Azji. Nie wszyscy mówią tu biegle po rosyjsku. Wszędzie sporo meczetów. W przewodniku wyczytałem, że 40% mieszkańców miasta to Uzbecy.
Osz leżał na jedwabnym szlaku. Znajduje się tutaj ponoć największy bazar całej Azji Środkowej. Po mieście spaceruję z Japończykiem i Belgiem z hostelu. Przez cały dzień nie spotkaliśmy na mieście ani jednego turysty. Atmosfera jest bardzo swobodna i przyjazna. Nikt nie zaczepia, nie próbuje na siłę niczego sprzedać. Nie kręcą się też podejrzane typy jak przy bazarze w Biszkeku. Bazar jest rzeczywiście ogromny. Podzielony jest na strefy w których handluje się poszczególnymi towarami. Tu stoiska z chlebem, tu z dywanami, tu z owocami, tam ubrania, a tam ludowe stroje. Miejscami targ przypomina znany sprzed kilku lat w Warszawie Bazar Europa na stadionie X-lecia. Targowisko ciągnie się wzdłuż rzeki poprzecinanej wieloma małymi mostami.
Kolejną atrakcją Osz jest wzgórze Salomona. To kilka skał wyrastających w środku miasta, znajdują się tam miejsca kultu muzułmanów. Miejsce wpisane zostało na listę UNESCO. Wstęp 5 somów, czyli około 30 groszy. Na szczyt góry prowadzi wygodny szlak. Z góry roztacza się imponujący widok na całe miasto.
Ciekawym miejscem jest również park znajdujący się nad rzeką. Jedną z atrakcji jest stary obdrapany radziecki Jak-40 stojący w środku parku. To miejsce spotkań i rozrywki miejscowych. Przez kilkaset metrów ciągną się karuzele, strzelnice, stoiska karaoke, bary itp.
Próbuję m.in. bardzo populary tutaj szaszłyk z baraniny oraz danie zwane lagman - czyli makaron z mięsem i warzywami w sosie pomidorowym. Coś w rodzaju miejscowego spaghetti.
W Osz spędzam dwa dni (jeden nocleg). Myślę, że to wystarczający czas na zobaczenie wszystkich interesujących miejsc. Samolot do Biszkeku mam o 18:00. Około 16:00 łapię taksówkę na mieście. Po krótkich negocjacjach udaje mi się uzgodnić cenę 150 somów za transport na lotnisko (około 9 PLN). Kierowca jest bardzo rozmowny. Chwali się że w czasach Związku Radzieckiego pracował jako szpieg KGB. Kilka razy był w Polsce. Przejazd zajmuje jakieś 20 minut.
Tym razem wybrałem lot narodowymi liniami Kirgistanu - Kyrgyzstan Air Company. Przewoźnik dysponuje flota tylko trzech Boeingów 737. Tym razem odprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Oprócz paszportu sprawdzany jest też bilet. Miejsce w samolocie wpisywane jest do karty pokładowej długopisem. Poprosiłem miejsce przy oknie, ale dostałem środkowe. Samolot jest dość wysłużony, widać że służył wcześniej w kilku innych liniach. Obsługa bardzo miła, fotele wygodne. Na nogi dość mało miejsca, ale i tak więcej niż w Ryanairze czy Wizz Airze. Samolot wypełniony jest do ostatniego miejsca. Startujemy zgodnie z rozkładem. Podczas lotu jest trochę turbulencji. Załoga pokładowa częstuje pasażerów najpierw cukierkami, a potem zimnymi napojami. Po 40 minutach lądujemy na Manas Internationa Airport pod Biszkekiem. Do centrum miasta jadę taksówką z Angielką poznaną na lotnisku w Osz. W Kirgistanie jest w ramach praktyki z rosyjskojęzycznych studiów w Anglii.
I znowu w Biszkeku. Już jutro wieczorem wybieram się na lotnisko by o 6:00 rano wylecieć do Moskwy i dalej do Budapesztu.
W ostatnim odcinku krótka relacja z ostatniego dnia w Kirgistanie oraz podsumowanie całego wyjazdu.